Pasterz

O pasterzu w wysiedlonej łemkowskiej wsi.

W PODRÓŻY

7/16/20221 min read

Błądząc po Beskidzie Niskim dochodzimy do Nieznajowej. Po starej łemkowskiej wsi zostało kilkanaście krzyży, cmentarzyk, studnia i drzwi do chaty. Tam gdzie kiedyś stały chyże pasterz wypasa owce. Pytam czy to tutejsze, a on, że przywiezione spod Nowego Targu. Samochodami, ale wracać będą piechotą. I on też z Podhala. Sam z owcami. Pół roku z nimi. Prowadzi je tam gdzie trawa ma trochę wilgoci, gada, by jadły teraz póki jeszcze zielona, bo zaraz lipcowe słońce zmieni ją w siano; jedną podniesie, drugą odgoni od kłujących krzaków. Psa oddeleguje w cień: "Leż! Wszystkiego pilnuję!".

Pasterz to człowiek zewsząd. Dla pasterzy nie ma granic. Pasterz jest taki sam w Polsce, Iranie, na zboczach Andów i australijskich stepach. Zestawy starych wyblakłych ubrań, mimo ich różnego pochodzenia tworzą na pasterzach jeden kosmopolityczny uniform. Dziś i 4 tysiące lat temu. Pasterz nie jest przypisany czasom.

- Mam znajomego bacę pod Nowym Targiem - mówię - z Ochotnicy…
- Ja też jestem z Ochotnicy! - odpowiada pasterz.
- Z której??
- Z Górnej.
- No, to przecież Jasiek z Górnej! - niemal krzyczę.
- No przecież robiłem u Jaśka! A ty gdzie bywasz?
- Na Studzionkach, u Chrobaków!
- Co tam na Studzionkach? - pyta wyraźnie wzruszony.

Tak, w szczerej głuszy, w wysiedlonej łemkowskiej wsi na samym pograniczu, 100 km przez góry i lasy od bliskiej mi Ochotnicy Górnej spotykam człowieka, od którego w tym globalnym łańcuchu znajomości dzieliło mnie jedynie jedno ogniwo.

I taka to była historia z podhalańskim juhasem zagubionym w Dolinie Wisłoki. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć owcom, które podobnie jak pasterze na całym Świecie i w każdym czasie są takie same.